Cześć i Czołem !
Skoro mowa o horrorach, to dzisiejszy post będzie poświęcony pewnemu kiepskiemu pseudo horrorowi. Mianowicie "Sanato" autorstwa Marcina Szczygielskiego.
A więc do dzieła!
Rok 1931. Nina i jej mąż są pacjentami sanatorium leczącego chorych na gruźlicę. Pewnego dnia zjawia się tam młody lekarz Matys Dresler i jego narzeczona i zarazem pacjentka Ira. Twierdzi, że wynalazł rewelacyjną metodę leczenia gruźlicy zastrzykami z płynnego złota. Kilka osób zgadza się na przetestowanie na nich nowej kuracji. Wśród nich jest Nina... Na początku wszystko idzie jak po maśle. Przynajmniej do chwili, gdy w umysłach pacjentów nie zaczynają manifestować się "przerażające" efekty uboczne... A na domiar złego okazuje się że wśród osób objętych eksperymentem znajduje się sam Dresler a Ira jest pod znacznie większym wpływem "leku".
Lektura podobała mi się tylko jako książka, jako horror, przepraszam za wyrażenie ale jest to gniot.
Przykro mi, ale NIE POLECAM... Niestety, nie tym razem...
"Ciemność nie zawsze oznacza zło, Światłość
nie zawsze oznacza dobro."
~Rol Cia
Skoro nie polecasz to raczej nie przeczytam :D Pośredniczka
OdpowiedzUsuńJa i tak po takie klimaty bym nie sięgnęła :D
OdpowiedzUsuńMoże wzajemna obserwacja?
Zapraszam http://ispossiblee.blogspot.com Odpowiadam na każdą obserwacje :)
Spox ;)
UsuńPozdrawiam
Rol CIA
Rzadko sięgam po horrory, ale widzę, że w tym przypadku nic mnie nie ominęło. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Geek of books&tvseries&films